Images
ContributeFeedback
Contribute FeedbackTo była moja pierwsza wizyta w tym lokalu Zapiecka. Repertuar kulinarny restauracji znam natomiast dobrze, ponieważ bywam w innych lokalizacjach. Jeśli chodzi o pierogi, absolutnie się nie zawiodłam są pyszne. Również lubiany przeze mnie napar hibiskusowy był taki, jak trzeba. Koleżanka zamówiła bigos, który określiła jako smaczny, lecz zbyt słony. Zaskoczeniem było grzane wino porcja jest maleńka, dosłownie pół szklanki. Jest podawane na efektownym podgrzewaczu ze świeczką mała pociecha w kwestii stosunku ceny do ilości. Ale ok nie wiedziałyśmy, że to tak wygłąda. Obsługa wydawała się być miła (mimo lekkiego zamieszania z tym, że kto inny przyjmuje zamówienie,a kto inny dostarcza), ale fakt pozostaje faktem sympatycznie i w białych rękawiczkach, ale jednak po posiłku 'wyproszono ' nas z lokalu. Miałyśmy zarezerwowany stolik, by nie musieć się spieszyć. Gdy skonczyłyśmy jeść, uśmiechnięta pani spytała, czy chcemy coś jeszcze, i czy spakować moje pierogi (trochę za dużą porcję wzięłam). Odpowiedziałam, że owszem, po czym zamówiłyśmy po dodatkowym napoju. Po 2/3 napoju ponownie pojawiła się pani, pytając, czy chcemy deser. Po usłyszeniu, że nie, stwierdziła to ja już spakuję te pierogi i przyniosę rachunek . Lekko zdziwione szybkim obrotem sprawy, zapłaciłyśmy i wyszłyśmy. W lokalu nie było tłoku, tłum ludzi nie czekał przed wejściem, dodam. Jedzenie jak w każdym Zapiecku dobre. Atmosfera no, nie wiem...
Do Zapiecka trafiam po raz enty w życiu, jednak tego wieczora zupełnie przypadkiem. 1 listopada miasto pogrąża się w zadumie, a wraz z nim prawie cała stołeczna gastronomia. Mieliśmy akurat spontanicznych gości z małym dzieckiem, któremu podczas spaceru obiecaliśmy pizzę, ale od sieciówek po markowe trattorie na Starówce ani w okolicy nie działo się tym razem zupełnie nic. Zdeterminowani, by się gdzieś zagrzać trafiamy do Zapiecka, w którym jest głośno, gwarno i kolorowo, a dzieciaki bawią się w dedykowanym kąciku. Mam wrażenie, że szefowie tej sieci trochę przesadzają z zatrudnianiem tańszej siły roboczej ze wschodu, bo kelnerki na wejściu nie rozumieją pytania o stolik dla pięciu osób. Jest problem komunikacyjny, trzeba się ze wszystkim powtarzać. No ale nic, grunt, że znajdujemy stolik i udaje się odzyskać krążenie w kończynach. Zamawiamy barszczyki czerwone i żurek z chrzanem w kubkach oraz sporo pierogów: orkiszowe z mięsem i kapustą, gotowane z ciecierzycą, zapiekane ruskie. Do tego sporo koperku, śmietana i okrasa na boku. Zupki zgodnie z życzeniem dostajemy od razu, na pierogi czekamy powyżej 20 minut. Kiedy do nas trafiają, okazuje się, że kelnerka zapomniała o tych dla dzieciaka, który niepocieszony patrzył tylko na porcje rodziców. Muszę dodać, że błędy zdarzają się każdemu i to rozumiem, ale nie pojmuję, bo przy stoliku kelnerka potwierdzała zamówienie i wszystko się jeszcze zgadzało. Przytomność zachowuje menedżerka, która podchodzi do naszego stolika, przedstawia się, przeprasza i mówi, że pierożki już się smażą i będą za dwie minutki (ostatecznie trafiają za ok. 10). Spieszyło się nam na konkretną godzinę na znacznie ważniejsze niż kolacja spotkanie, więc decydujemy, że połowa spóźnionej porcji idzie z nami na wynos. Wobec powyższego, doliczanie złotówki za pojemnik, którego zamówienie ponikąd wynikało z gapiostwa obsługi, uważam za śmieszne i chyba niepotrzebne. Dzieciakowo powinno zaproponować się deser na koszt firmy, zamiast przy rachunku na 150zł łasić się na dodatkową złotówkę. Jedzenie było smaczne, ale zgrzyt jednak dość wyraźny. Jednorazowa wizyta.
Myśląc o pierogach zawsze marzy mi się wizyta w Zapiecku. Z uwagi na liczne punkty w całej Warszawie, mam wrażenie że każde z nich jest na wyciągnięcie ręki. Tym razem wybór padł na lokal położony wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia. Wystarczyła rundka spaceru po Starym Mieście i ochota na pierogi przyszła sama. Zdecydowaliśmy się na pierogi z szpinakiem i serem oraz pierogi z jagodami. Korzystając z uroków lata dania złożone z świeżych owoców smakują o niebo lepiej niż te wyciągnięte z zamrażarki. O ile nie mam uwag do smaku samych pierogów, o tyle rozczarowała mnie estetyka dania. W rezultacie zamówienia otrzymałem głęboki ceramiczny talerz zlepieńców, utopionych w słodkim serku. Osobiście wolałbym aby te dwa produkty zostały od siebie oddzielone, tak aby dać klientowi możliwość zdecydowania czy woli zupę z pierogów czy serek stanowiący dip dania. Ja wybieram to drugie. Odnosząc się do szpinaku i sera, nie jestem zwolennikiem takiego połączenia i pozostawię danie bez oceny.
Pierogi, chłodnik, lemoniady i sangria świetne! Obsługa miła, ale córka dostała pierogi zamiast, jak zamówiłyśmy z kwaśną śmietaną, ze słodkim sosem waniliowym. Niestety dopiero pod koniec posiłku spróbowałam i zorientowałam się czemu dziecko narzeka że jest za słodko -było za późno by reklamować. Nie mogłyśmy tez doczekać się zainteresowania by poprosić o rachunek. Obsługę oceniam na 6/10, jedzenie 9/10.
W Zapiecku skupiam się zawsze na kanonicznym zestawie garnuszek żurku, kiełbasa na desce z kromką ciemnego pieczywa, połówką jajka i łyżeczką chrzanu. I nie zawodzę się, zestawik na przyzwoitym poziomie. Może żurek mógłby być bardzie zawiesisty, ale smakowo bez zarzutu. Do tego kubeczek mleka zsiadłego mleka ze szczypiorkiem. Joanna zdecydowała się na kubeczek żurku oraz drink z sangrii, drobno wkrojonego lodu, kawałkami pomarańczy i jabłka. Zmieściliśmy się w 50 zł i spędziliśmy miło pół godzinki na czynnym od niedawna ogródku. Wokół oczywiście mrowie gości. Słychać niemiecki i angielski. Gwarno, obsługa działa nieco w pośpiechu i tu wkrada się chaos. Kelnerki w falbaniastych sukienkach nieco się gubią, widać że działają bez podziału na rewiry. Atmosfera jednak sympatyczna i warto na chwilę przycupnąć, pooddychać starówkowym klimatem.
Full Menu
More information
QR-code link to the menu
