Images
ContributeFeedback
Contribute FeedbackByliśmy w niedzielę w okolicach godziny 21:00. Zostaliśmy przyjęci jak każdy zwykły gość, a nie jak intruz, co nas bardzo ucieszyło. Jedzonko dostaliśmy bardzo szybko i tak smaczne jak zawsze. Bakłażan w sosie kokosowym, Garlic Paneer, Pakora Paneer pyszności!!! Samosa nie do końca mój smak, trochę za ostra, ale to rzecz gustu. Krewetki w sosie curry były słabe, nie było ich czuć w daniu. Coś się zmieniło jeśli chodzi o Naany. Czosnkowy kiedyś bardziej smakował czosnkiem, miał na sobie trochę masełka i nie był aż tak przypieczony. Ten z niedzieli był ok, ale dla mnie za bardzo przypieczony, czosnku nie było czuć, masełka na nim nie było. Może to chwilowa niedyspozycja, a może kwestia tego, że byliśmy tuż przed zamknięciem? Nie wiem. Mimo to, Curry House to jedna z najlepszych indyjskich restauracji w Warszawie. Więc z czystym sumieniem polecam :
Dotarłam tu kiedyś przez przypadek. Bo z zewnątrz nie zachęca, ale jedzenie absolutnie przepyszne. Spory wybór chlebków naan, różnych smaków ryżu, a mięso lub potrawy wegetariańskie mmmniam
O tym miejscu słyszałam legendy aż w końcu, mimo pogody, pojechaliśmy z M. na drugi koniec Warszawy by zestawić legendy z rzeczywistością. Wygląd lokalu nie zachęcał, ale doczytałam już o tym w recenzjach i artykułach blogerów więc nie byłam specjalnie zaskoczona. Sama siebie pytam czy odwiedziłabym to miejsce bez tych wszystkich opinii. Na początku zastaliśmy sporą kolejkę i to mimo, że rezerwowałam stolik. Musieliśmy nieco poczekać, ale przynajmniej z kolejki wyszliśmy jako jedni z pierwszych, mimo że bez rozpychania łokciami się nie obyło. Kuchnia indyjska to jedna z moich ulubionych, a już najlepszym daniem świata jest dla mnie korma (ta miłość do orzechów... . Jako że ilość dań w menu mnie przeraziła postawiłam na zamówienie klasyka a i M. ostrożnie zamówił Chicken tikka masala. Z jednej strony trochę żałuję, że nie zaszaleliśmy bardziej, ale z drugiej na klasycznych pozycjach z menu można się najbardziej przejechać i ich poziom wiele o lokalu świadczy. No i cóż...zarówno jego jak i moje danie były przepyszne, dobrze doprawione na pewno bardziej na modłę indyjską niż europejską. Porcje wydawały się małe, ale najedliśmy się wystarczająco a na deser dopchaliśmy się jeszcze smacznym i gęstym mango lassi. Sam lokal ciasny a przybudówka sprawiała od środka wrażenie jakby była zrobiona z kartonu ; Na szczęście nie przełożyło się to na chłodną temperaturę w środku. Oświetlenie było na tyle ciemne, że nie udało się zrobić zdjęć, ale w samej konsumpcji nie przeszkadzało. Tak jak nie można oceniać książki po okładce, tak nie można oceniać restauracji po budynku. A w Curry House naprawdę warto zjeść!
Dobre i drogie...i Mango lassi, które jest wzorcem z Sevre tego jak ten napój ma smakować. Pyszne warianty ryżu na przykład z Kozieradką. Jagnięcina (Mutton) dobra nawet z orzechami nerkowca. Warto wybrać się w więcej osób żeby każdy mógł spróbować czegoś różnego. Aha...ryż cytrynowy jest wart ryzyka.
W takim miejscu takie jedzenie szok! Wyglądem zewnętrznym i lokalizacją nie zachęca, ale kuchnia prawdziwie indyjska i warta uwagi. Dla mnie pyszna, choć trochę za ostra, nie byłam w stanie zjeść całości, nawet z dużą ilością ryżu. Na pewno dla koneserów indyjskiego jedzenia powinien być to ważny punkt na mapie kulinarnej Warszawy. Może jest szansa, że wkrótce zmienią lokal na większy, bo czasami trzeba rezerwować już kilka dni wcześniej :