Images
ContributeFeedback
Contribute FeedbackZdolni mogą śmiało zmienić nazwę na Wybitnych . Oby więcej lokali z takim pomysłem i kuchnią! Niepozorną z zewnątrz knajpkę wyróżniają dwie rzeczy: sportowe założenie przejawiające się w wystroju i menu podzielonym na dania na masę i rzeźbę oraz legendarny rozmiar porcji, przez które podobno ledwo przechodzą nawet najpojemniejsze żołądki. Postanowiliśmy to sprawdzić. Wnętrze jest przytulne, chociaż niewielkie, zgraną już odsłoniętą cegłę ożywia zabytkowy sportowy sprzęt powieszony na ścianach, a nawet w łazience płetwy . Pomni ostrzeżeń poznańskich znajomych mojej siostry oraz chłopaka przyjmującego zamówienia Bierzecie danie na masę? A to nie, zupę sobie lepiej darujcie wzięliśmy na pół placek po węgiersku 26 złotych i po domowej ice tea. Z reguły stronię od takich wynalazków, bo kojarzą mi się z rozcieńczonym wodą niczym z plasterkiem cytryny w zaporowej cenie, ale tutaj sprawa miała się zupełnie inaczej: spora butelka, w roli głównej jabłka, maliny i cytryna oraz mięta pachnąca tak, jakby minutę wcześniej zerwali ją z ogródka założonego w podwórku. Place po węgierski wjechał szybko i rzeczywiście porcja spokojnie starcza na dwie osoby, musiałbym być bardzo głodny i mieć dłuższą chwilę, żeby przebić się przez całość. Ilość przeszła w jakość, bo to było naprawdę pyszne! Placki ziemniaczane to wybitnie nie moja bajka, ale ten tutaj był doskonały chrupiący na zewnątrz, miękki w środku, bez jednego surowego kawałka ziemniaka. Sos, lekko pikantny, pełen warzyw oraz kawałków mięsa, z kleksem śmietany w środku bomba! Wszystko zniknęło z naszych talerzy tak szybko, że ledwo to zauważyliśmy. Krótko mówiąc, szczerze polecam zdolni zafundują nam prawdziwą ucztę. Na okolicznych stolikach widzieliśmy inne dania i wszystkie prezentowały się równie ogromnie i równie smacznie. Polecam jednak robić rezerwacje: mi z siostrą udało się wbić w godzinne okienko przy jednym stoliku, ale kilka osób zostało odprawionych w kwitkiem. Fama musiała się już rozejść.
W KILKU SŁOWACH: świetna miejscówka z klimatem najlepszymi (i największymi plackami ziemniaczanymi po węgiersku w mieście. Dwie ścieżki menu do wyboru: dania na masę (schabowe, placki, rumsztyki konkrety i dania na rzeźbę (sałatki, kurczaki, kofty lekkostrawne . Tutaj zdecydowania Miłość do Masy ustępuje 40 stopniom Celsjusza ; Koniecznie warto zajrzeć choć 1 raz! JEDZENIE: 5/5 Z menu dla głodomorów (Masa wybrałam wielgachny placek ziemniaczany po węgiersku z gulaszem z wieprzowiny, śmietaną i serem. Porcja była tak ogromna, że zmieściłam połowę, zatem nawet trole będą zadowolone ; Samo danie pyszne świetnie wysmażony placek, a na nim godziwa porcja gulaszu, w którym bez pardonu wręcz przelewa się od papryki, grzybów, ogórka kiszonego i kruchego mięska. Do tego świeża śmietana i ser wbijają w stół! Próbowałam też dania z lekkiej części menu (Rzeźba pikantnych placków ala kotleciki z czerwonej fasoli na sałatce ze świeżych warzyw z burakami z sezamem (kocham buraki! . Również bardzo dobre, niemniej nie aż tak zniewalające jak Masa ; CENY: 5/5 wielgachny placek 26 zł (spokojnie porcja dla 2os. , kotleciki z czerwonej fasoli z sałatką 24 zł, piwa regionalne butelkowe 9 10zł WYSTRÓJ: 4/5 lokal jest wąski i nie duży, niemniej przyjemnie się siedzi wśród czerwonej cegły ścian ozdobionej trochę hipstersko rowerem, łyżwami, gazetami itp. sportowymi upcyclingowymi gadżetami. Poza tym płetwy do nurkowania w toalecie na kaloryferze swój urok też mają ; Nie jest to tzw. elegancki lokal , ale nie jest to też bar mleczny czy śmierdząca speluna. OBSŁUGA: 4/5 normalna w standardach. Bez szału w życzliwości czy uśmiechach, ale nie ma się co czepiać.